Forum C O U R T N E Y H O L E Strona Główna
Autor Wiadomość
<   CAŁA RESZTA / dyskusje   ~   Gitary [i instrumenty holowate] Courtney [ i jej familiady ]
blackoleander
PostWysłany: Czw 21:29, 23 Gru 2010 
white oleander

Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Koszalin / Poznan


Na początek o gitarze, bo to jeden z moich naj. instrumentów. Chyba nawet naj.

Cytat:
Gitara jest sexy



Ten instrument ma biodra i talię
Artykuł pochodzi ze strony polityka.onet.pl



To bezsprzecznie najważniejszy instrument w muzyce popularnej ostatniego półwiecza. Bez gitary nie byłoby bluesa i rocka. Towarzyszyła pieśniom protestu, lirycznym balladom, hipisowskiej rewolcie i punkowej anarchii. Amatorska i wirtuozerska, akustyczna i elektryczna, obrosła symboliką bogatą i wieloznaczną.

Muniek Staszczyk, wokalista grupy T.Love, przypomina sobie, że jakieś dwa, trzy lata temu rozmawiał po koncercie z młodymi ludźmi, którzy przekonywali go, by dał sobie spokój z gitarowym podkładem do swoich piosenek. Mówili, że teraz w epoce komputerów i clubbingu gitara to obciach i wieśniactwo. Takie dictum dla kogoś, kto wychował się na rocku, brzmi bez mała jak wyrok śmierci, a przynajmniej jak rada, że czas najwyższy udać się na emeryturę.

Wojciech WaglewskiMoże rzeczywiście najmłodsze pokolenie nie ma zrozumienia dla gitarowej magii, nie podnieca się ani ostrym, przesterowanym riffem, ani brawurową solówką, ani finezyjnym, akustycznym akompaniamentem. Cóż się dziwić, gwiazdorami sceny stają się dziś schowani za konsoletą didżeje albo hiphopowcy, którym gitara do niczego nie jest potrzebna.

A jednak... W maju tego roku na wrocławskim rynku miało miejsce wydarzenie, jakiego w Polsce jeszcze nie było. 588 gitarzystów zagrało słynny przebój Jimiego Hendriksa "Hey Joe". Pomysłodawca projektu gitarzysta Leszek Cichoński planował pobicie rekordu Guinnessa. Nie do końca się udało, gdyż w kategorii "największa gitarowa orkiestra świata" zabrakło nieco uczestników, choć rekord padłby, gdyby próba jego pobicia odbywała się pod szyldem "najliczniejsze odtworzenie »Hey Joe«". Cichoński się nie zraża, na przyszły rok zapowiada gremialne zagranie innego hendriksowskiego hitu "Little Wing". Wrocławskie wydarzenie pokazało mimo wszystko, że miłość do gitary bynajmniej nie umarła.

Gitara, ta klasyczna, pudłowa, ma za sobą historię kilkusetletnią. We Włoszech, Hiszpanii i Francji grano na niej już w średniowieczu, zaś w całej Europie upowszechniła się w XVIII w. Stosunkowo niewielki, poręczny instrument przydawał się zwłaszcza wędrownym grajkom. Jak pamiętamy, na gitarze przygrywał sobie Papkin w "Zemście". Nie była też obca kolegom i koleżankom Mickiewicza z kręgu filomacko-filareckiego – zabierano ją chętnie na pikniki urządzane w ramach działalności Towarzystwa Zabawy Przyjemnej i Pożytecznej. Reputacja gitary była jednak dość niska, głównie dlatego, że instrument ten uważano za wybitnie amatorski, niepasujący ani do arystokratycznej kultury salonów, ani do mieszczańskich teatrów muzycznych. Do dziś zresztą w muzyce filharmonicznej gitara zajmuje miejsce marginalne.

Być może ów nizinny, poniekąd też ludowy, rodowód gitary miał jakiś wpływ na to, że u progu XX w. przyswoili ją sobie czarni Amerykanie, pionierzy bluesa. Wtedy jeszcze nikt nie przypisywał gitarze jakichś specjalnych znaczeń. Ot, instrument tani, stosunkowo prosty i łatwy do opanowania, niemal tak jak kornet, na którym w dzieciństwie nauczył się grać Louis Armstrong. Trzeba było trochę czasu, by instrument bluesmanów zyskał na prestiżu.

W 1931 r. amerykańska firma Rickenbacker opatentowała pierwszy model gitary elektrycznej. W tym samym mniej więcej czasie zaczęli zdobywać sławę mistrzowie bluesa z delty Missisipi – Charley Patton, Skip James i przede wszystkim Robert Johnson. Ten ostatni, choć grał na gitarze akustycznej, potrafił z niej wydobyć zaskakująco mocne brzmienie i nic dziwnego, że stał się później wzorem dla gitarzystów rockowych, takich jak Eric Clapton, Keith Richards czy Johnny Winter.

Te dwa fakty – wynalazek gitary elektrycznej i zmianę formuły bluesa, dzięki czemu zainteresowała się nim także biała publiczność – można uznać za praprzyczynę rocka, który niemal od razu po swoim pojawieniu się w pierwszej połowie lat 50. uwznioślił gitarę i otworzył drogę dla jej mitologii.

Tylko gary i wiosła

O ile w latach 30. gitara Rickenbacker uchodziła raczej za techniczną niż muzyczną ciekawostkę, wszystko zmieniło się w momencie, kiedy na instrumentach tej firmy zaczęli grać Beatlesi. Wcześniej, i owszem, z gitarą pokazywał się Elvis Presley, Bill Haley, Chuck Berry i inni amerykańscy rock’n’rollowcy, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że to właśnie brytyjska grupa The Beatles jako pierwsza upowszechniła wizerunek zespołu rockowego z "klasycznym" instrumentarium: gitara prowadząca, rytmiczna, basowa plus perkusja. To było novum – żadnych dęciaków, żadnych fortepianów, tylko "gary i wiosła", czyli bębny i gitary. Przy okazji – już we wczesnym stadium kariery Beatlesów wspomagał ich na klawiszach Billy Preston, jednak w czasie koncertów Billy ze swoim instrumentem chował się za kotarą na tyłach sceny. Dokładnie ten sam los spotykał w latach 60. klawiszowców akompaniujących Rolling Stonesom. Dlaczego? Ano dlatego, że gitara okazała się niezwykle sexy jako instrument obsługiwany na scenie, zaś fortepian, podobnie jak na przykład saksofon były przez młodych fanów rocka uważane za przeżytek.

– Byłem jeszcze dzieckiem, kiedy z płyty pilśniowej wyciąłem sobie pierwszą gitarę w życiu – wspomina lider zespołu Voo Voo Wojciech Waglewski. – Nie chodziło o to, by na niej grać, ale o to, że dobrze się z nią wyglądało.

To były czasy, kiedy Karin Stanek śpiewała "chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą", zaś w innej piosence oznajmiała, iż "radio podało, że właśnie sprzedano (w Polsce) 300-tysięczną gitarę", więc "300 tysięcy gitar nam gra – żyć nie umierać!". Była połowa lat 60., na Wybrzeżu nowy zespół Czerwone Gitary, który anonsował swoje pierwsze koncerty hasłem "Gramy i śpiewamy najgłośniej w Polsce". Zarówno hasło, jak i nazwa zespołu odwoływały się do już ugruntowanej wśród polskiej młodzieży fascynacji gitarą. Słuchało się przecież, głównie dzięki Radiu Luxemburg, amerykańskiego ­rock’n’rolla i dotarła też do nas fala beatlemanii. Gitara, dżinsy, kraciasta koszula i "autostop – ruszaj bracie, dalej hop".

– Gitara także i u nas stała się elementem kultury – mówi Waglewski – szczególnej kultury, kojarzonej z wędrówką i wolnością. To było coś, co miało się radykalnie różnić od mieszczańskiego stylu życia.

Zbigniew Hołdys, gitarzysta, autor rockowych hitów, założyciel zespołu Perfect, a przy okazji od paru lat właściciel prestiżowego sklepu z gitarami w Warszawie, nie ma wątpliwości, że w czasach PRL uniwersalna symbolika gitary została dodatkowo wzmocniona z racji panujących nad Wisłą warunków życia.

– W latach 60. i 70. nie istniały w zasadzie inne rozrywki poza wyjściem na podwórko i muzyką – powiada Hołdys. – Wtedy królem prywatek był gramofon, zaś chłopak idący ulicą z gitarą w ręku powodował spowolnienie ruchu. Wszyscy się oglądali. W tamtych czasach w Polsce gitara była urządzeniem magicznym. Ten, kto ją miał, był odczytywany jako majętny, niezależny, pachnący cyganerią i zbuntowany.

Hołdys przypomina sobie, że w końcówce lat 60., kiedy tworzył swoje pierwsze kapele, ludzie jako tako obeznani z rockiem wiedzieli, na jakich gitarach grał Lennon czy Harrison albo Hendrix czy Clapton. Wśród muzyków funkcjonował kult gitarowych marek-legend. Liczyły się zwłaszcza dwie, Gibson i Fender. Wtedy równie w Polsce nieosiągalne jak różowy Cadillac.

Franciszek Walicki, pierwszy w Polsce animator rock’n’rolla, w swojej książce "Szukaj, burz, buduj" pisząc o koncercie zespołu Rythm and Blues w klubie Rudy Kot w Gdańsku w 1957 r. wspomina: "Największe zainteresowanie budziła elektryczna gitara w rękach Bogdana Grzyba (Grazioso produkcji czechosłowackiej) i stojące na estradzie dwa »piece« – nieduże pudełka osłaniające wzmacniacz i głośnik o mocy... 15 watów, wymontowane z radzieckiego magnetofonu Dniepr". I choć w drugiej połowie lat 60. Czerwone Gitary dysponowały już wzmocnieniem 100-watowym, nawet wśród bigbitowych zawodowców dominowało elektryczne rękodzieło. Na okładce jednej z pierwszych płyt Skaldów można było przeczytać, że gitary przygotowuje im znajomy elektryk, dzięki czemu osiągają one "niezwykłe brzmienie klawesynu".

Czy Bob Dylan zdradził?

W tym czasie za Oceanem na Newport Folk Festival odbywa się występ Boba Dylana. Folkowa publiczność znała na pamięć "Blowin’ In The Wind" czy "Times They Are A’Changing" i uznawała młodego Dylana za swojego guru. Tymczasem Dylan wychodzi na scenę z elektryczną kapelą The Paul Butterfield Blues Band i z elektryczną gitarą w rękach. Występ trwał zaledwie 25 minut, zakończył się gremialnym wygwizdaniem artysty, który "zdradził folk". Wcześniej, jak na folkowca i protest-singera przystało, akompaniował sobie na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej zamocowanej na statywie i ten jego wizerunek utrwalił się w świadomości fanów na zasadzie folkowej ikony.

Dla tej publiczności, złożonej przeważnie z mieszkańców kampusów studenckich, gitara elektryczna i przyrodzony jej rock’n’roll kojarzyły się z niepotrzebnym zgiełkiem i bezideowością. Po paru latach diva zaangażowanego politycznie folku Joan Baez z akompaniamentem (jakżeby inaczej) akustycznej gitary zaśpiewa piosenkę "For Bobby", w której wyrazi żal, że "Bobby" nie idzie już wraz z innymi w protestacyjnym marszu.

Dylan, prywatnie zaprzyjaźniony z Bea­tlesami, wiedział jednak, że to właśnie drapieżny, gitarowy rock ma przed sobą przyszłość także jako wehikuł niepokornych przesłań. Nie trzeba było zbyt długo czekać, by przekonać się, co naprawdę może gitara elektryczna, bo niedługo potem objawił się światu niepospolity talent – Jimmy Hendrix ze swoim Fenderem Stratocasterem.

Kiedy w 1969 r. na słynnym festiwalu w Woodstock Hendrix zagrał swoją wersję hymnu amerykańskiego, słyszało się wybuchy bomb i serie z karabinu maszynowego. W tym momencie gitara stała się nieledwie synonimem kałasznikowa, co później różni gitarzyści skłonni do eksperymentów chętnie wykorzystywali.

Gwałt na kochance

Ale nie tylko to. Gitara Hendriksa obnażyła tę swoją symbolikę, która, choć i wcześniej obecna, była jednak skrywana. Chodzi, rzecz jasna, o symbolikę seksualną. Hendrix w czasie koncertów potrafił grać na gitarze zębami, muskał jej struny ustami, symulował kopulację. Te jego sceniczne, a niekiedy obsceniczne gesty wywoływały usprawiedliwione oburzenie krytyków, ale jednocześnie zdynamizowały gitarową mitologię wiążąc ją z rewolucją obyczajową.

– O tym, że gitara ma bardzo sexy wygląd, wiadomo od dawna – tłumaczy Zbigniew Hołdys. – Dla jednych jest to kształt ciała kobiety, z pięknymi biodrami i piersiami, dla innych sterczący gryf jest elementem kultu fallicznego. Faktem jest, że grając na tym instrumencie odlatuje się tak jak podczas niezłego całowania przechodzącego w finezyjne pieszczoty.

Zapewne podobnie myślał o gitarze George Harrison, kiedy komponował i aranżował swoją piosenkę "When My Guitar Gently Weeps" (Gdy ma gitara cicho łka). Tak, gitara potrafi cichutko łkać, potrafi też ryczeć jak zraniony bawół, przedrzeźniać wokalistę, złośliwie chichotać, jęczeć w ekstazie, krzyczeć. Jest antropomorficzna, z czym zgodzi się chyba każdy gitarzysta.

– To jest taki... bardzo bliski instrument – mówi Waglewski – do tego jest po prostu ładna. Ma poza tym jak żaden inny instrument wiele form. Chyba dlatego muzyk tak łatwo przywiązuje się do swojej gitary i chyba dlatego gest niszczenia gitary, znany z historii, ma tak dużą wagę.

Owszem, zdarzało się. W filmie Antonioniego "Powiększenie" Jimmy Page, podówczas muzyk zespołu The Yardbirds, rozwala gitarę o deski sceny. To samo na rytualnej zasadzie czynił w czasie koncertów gitarzysta The Who Pete Townshend, Hendrix zaś po jednym z licznych "gwałtów na gitarze" spalił ją za pomocą zapalniczki. Wszystko to wygląda jak popełnione w przypływie szału zabójstwo kochanki, do której sam morderca ma pretensję, że zabrała mu życie.

Można jednak wyobrazić sobie sytuację odwrotną, gdy na gitarze elektrycznej gra kobieta. Zaczęło się w punk rocku, kiedy powstawały pierwsze żeńskie bandy gitarowe, a potem z gitary uczyniła swój ulubiony instrument Courtney Love, wdowa po Kurcie Cobainie. Gitara elektryczna przez dziesięciolecia przydawała muzykom-mężczyznom wyrafinowanego machismo i pewnie dlatego zwykło się ją uważać za instrument wybitnie męski. Joan Baez czy Rosjanka Żanna Biczewska z gitarami akustycznymi – proszę bardzo, ale elektryczny Fender w rękach kobiety to już coś niestosownego. Oto dlaczego sam widok ­ Courtney Love czy Kim Gordon z elektrycznymi gitarami zakrawał na prowokację.

Kim Gordon, basistka grupy Sonic Youth, która pod koniec lat 80. śpiewała teksty o przemocy wobec kobiet i anoreksji, stała się przeto inspiracją dla powstałego w ubiegłej dekadzie anarchofeministycznego ruchu Riot Girls, który wyraźnie ożywił scenę rocka alternatywnego. Te zbuntowane dziewczyny z premedytacją dokonują gwałtu na nawykach wyobraźni, ale kto wie, może tym samym przyczynią się do rekonstrukcji gitarowego mitu, który zdaje się powoli usuwać w cień. Bo choć gitara wcale nie umarła, to jednak, jak mówi Hołdys – dziś nikt nie wie, jak się nazywa gitarzysta Linkin Park i jakiej gitary używa.

Artykuł pochodzi ze strony polityka.onet.pl


To tyle krótko o gitarze.



Courtney:








Left: 1997 Squire Vista Series Venus, Courtney Love Model, Mint.
Right: 1996 Fender Jag-Stang, Limited Issue 50th Anniversary Edition. Mint.



No, strato zwykle fenderowsko:



wow...
Fender Squire Venus Guitar in black. Guitar was made in Japan at the Fuji-gen plant (for Fender Japan) in the years 96-97. These were known for their excellent quality. Designed by Courtney Love. Guitar is in mint condition with no fret wear. The feel of this guitar is awesome, you will not be disappointed. The guitar was only made for two years, these are getting harder and harder to come by. This is my girlfriends guitar, and she found the seafoam green one and had to have that! So I can have this one sitting around collecting dust. The guitar does not come with a case. It will be packed very well for shipment. Hopefully the guitar will get a good home and be played often. Happy Bidding!


The Vista Venus is:
A solid basswood body
A maple neck, 25.5' scale
A bound rosewood fretboard with twenty two frets
A humbucker bridge pickup
A single coil neck pickup with staggered Alnico pole pieces
A three position toggle switch
On master volume knob
A white (in most cases) shell pickguard
A six saddle adjustable bridge with string through body design
Traditonal tuning machines
All of the hardware on the Vista Venus is nickel with chrome plating.



Smashed Cobain's gitary:





Kombajn:










Frances szpan:





Znane i lubiane:





Holowe inne:



Ostatnio zmieniony przez blackoleander dnia Czw 21:30, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Angel Dust
PostWysłany: Nie 17:24, 21 Paź 2012 
turpentine

Dołączył: 19 Maj 2012
Posty: 328
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Niemcy


A tu znalazłam taką stronkę z holowatymi instrumentami (bez obrazków, ale oj): [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum C O U R T N E Y H O L E Strona Główna  ~  CAŁA RESZTA / dyskusje

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach